Moja babcia zawsze mówiła, że konfitura z wiśni powinna być słodka, lśniąca, o gęstości miodu - jak tak sięgnę pamięcią do tych jej słoików, to chodziło zdecydowanie o płynny miód. No i moja - robiona ściśle według babcinych (skrzętnie zanotowanych) wskazówek - taka własnie jest :-) a do tego pyszna... słodka, ale nie za... gęsta, ale w sam raz... i lśni...
A ja od jutra mam w końcu 100-procentowy urlop :-) tzn., że w ośrodku też :-) a po wakacjach już tylko to co lubię - praca w poradni i czas dla rodziny :-)
Nie mniej dziś obiecane kilka dni temu wiśnie ;-)
SKŁADNIKI
2 kg wiśni
2 kg cukru
400 ml wody
Wiśnie myjemy, drylujemy i wkładamy do garnka (najlepiej z grubym dnem, wtedy unikniecie przypalenia). Z wody i cukru gotujemy syrop, zalewamy nim wiśnie i odstawiamy na kilka godzin (ja odstawiłam na 6).Po tym czasie zagotowujemy i na bardzo małym ogniu gotujemy 1 godzinę. Odstawiamy do następnego dnia - znów gotujemy 1 godzinę (też na małym ogniu) i trzeciego dnia to samo. Gorąca konfiturą napełniamy słoiki, zakręcamy i odstawiamy do góry dnem aż do wystygnięcia.
konfitura wyszła super:) a urlop wreszcie zasłużony, mnie to teraz nie wiem kiedy takowy czeka:(
OdpowiedzUsuńświetna mniam:)
OdpowiedzUsuńwiśniowa, o tak! <3
OdpowiedzUsuńuwielbiam :) jedna z najlepszych konfitur :)
OdpowiedzUsuń