czwartek, 2 października 2014

Puree z pieczonej dyni i sposób na pestki




Od kilku dni się zbieram do tego wpisu i powiem Wam, że cały czas pojawia się coś, co mi przeszkodzi... :-( a szkoda, bo te kilka dni temu ten wpis mógł być dużo ciekawszy... moje przemyślenia na pewien temat były na prawdę gorące i burzliwe, jedne emocje goniły drugie, ale do dziś się wyciszyłam, przetłumaczyłam sobie to i tamto i stwierdzam, że cała ta sytuacja, która przybierając na sile, rozgrywa się od jakiegoś już czasu, w istocie nie jest warta moich nerwów... Ale tak swoją drogą to wprost niesamowite (ciągle mnie to zaskakuje) jak niektórzy ludzie, wręcz po mistrzowsku, potrafią sobą denerwować innych. Tak jest, sobą - całą osobą, postawą i w ogóle... mało tego, wyszukawszy sobie stosowne wsparcie dla swych poczynań, owe mistrzostwo rozwijają... I na szczęście są też ludzie, którzy ze swym opanowaniem i spokojem - może niekiedy pozornym, ale jednak - działają jak balsam na skołatane nerwy... I nie muszą stać obok... ważne, że wszelkich żali słuchają... 
Skąd mi się pojawiła taka refleksja? To proste: ja mam zwyczajnie alergię na głupotę! Ludzką głupotę, która dodatkowo jest wzmacniana i - śmiało można to tak nazwać - promowana przez ludzi mądrych. Smutne to, gdy autorytety hołdują ignorantom... ale cóż, to się chyba nazywa dorosłość, a rozczarowania to jej nieodzowny element... :-(
I tak oto jednym tchem wyrzuciłam to, co powinno czasem wszystkich skłonić do przemyśleń, a teraz mogę spokojnie przejść do dyni :-) Bo nie wyobrażam sobie bez niej jesieni :-) Przygotowana w ten sposób pozwala stworzyć pyszne i złociste przysmaki zimą, gdy za oknem śnieg i mróz... Dlaczego wolę puree z pieczonej dyni niż z rozsmażanej? Bo łatwiej się ją obiera, nie trzeba się siłować z odcinaniem twardej skóry i w ogóle jest genialna sama w sobie, nawet taka nie doprawiona ;-) Gotowe puree możecie wykorzystać potem do zup, ciast, kremów, pieczywa i do czego tylko chcecie... To Was zostawiam z dynią, a ja pędzę się uczyć do sobotniego egzaminu... 




SKŁADNIKI

dynia

Dynię kroimy na ćwiartki lub ósemki w zależności od wielkości, usuwamy ze środka pestki (skórę zostawiamy), a następnie układamy kawałki na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Wsuwamy do piekarnika nagrzanego do 200 stopni i pieczemy przez godzinę. Następnie wyjmujemy kawałki z piekarnika, pozwalamy im lekko ostygnąć i oddzielamy miąższ od skórki. Usuwamy powstałe na miąższu zbrązowienia (inaczej puree będzie gorzkawe), a następnie całość bardzo dokładnie miksujemy, nakładamy do wyparzonych słoików i pasteryzujemy 20 minut. Wyjmujemy z garnka i odstawiamy wieczkiem do góry do czasu aż puree wystygnie.  




A teraz podpowiedź dla tych z Was, którzy lubią pestki dyni :-)
Wyciągnięte pestki oczyszczamy z dyniowych "kłaczków" i rozkładamy płasko na blasze (możecie ją wyłożyć papierem). Wsuwamy do piekarnika nagrzanego do 50 stopni i zostawiamy w takiej temperaturze na całą noc. Rano pestki są fantastycznie przesuszone i przetrzymają się przez długi czas. Jeśli nie macie zaufania do piekarnika na tyle, by zostawić go włączony przez całą noc, to możecie suszyć pestki przez kilka godzin, potem zostawić w uchylonym piekarniku i rano rozpocząć suszenie po raz kolejny. 




P.S. 
A tak w ogóle, to dzięki ludzkości za telefony ;-)



5 komentarzy:

  1. uwielbiam pieczoną dynię i puree z niej wykonane!

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Też się nad tym zastanawiałam, ale nie próbowałam :-( myślę, że nie powinno się stać nic złego

      Usuń
  3. Na ludzką głupotę jest jedno lekarstwo - ignorowanie jej ^^
    A dyni to ja nigdy w życiu nie jadłam :)

    OdpowiedzUsuń

Cenię sobie Wasze uwagi, ale lubię wiedzieć z kim rozmawiam :-) dlatego proszę, nie zostawiajcie mi anonimowych komentarzy, tylko podpiszcie się :-)