wtorek, 31 grudnia 2013

Szybka sałatka z selera



Wiem, że już późno i większość z Was właśnie czyni ostatnie przygotowania przed powitaniem Nowego Roku, ale jeśli znajdą się tacy, którzy nadal szukają pomysłu na coś szybkiego na wieczór, to jest to propozycja idealna dla Was :-) Sałatkę przygotowuje się bardzo szybko, a do tego jest wyjątkowa w smaku...


SKŁADNIKI

1 duży seler (korzeń)

1 duże jabłko

1 pomarańcza

4 łyżki rodzynek

2 łyżki orzechów włoskich

2 łyżki gęstego jogurtu naturalnego

1 łyżka miodu

sok z 1/2 cytryny


Selera i jabłko obieramy i ścieramy na tarce jarzynowej. Jabłko skrapiamy połową soku cytrynowego, selera polewamy wrzątkiem, studzimy i skrapiamy resztą soku. Pomarańczę obieramy i kroimy w kostkę. Miód i jogurt dokładnie mieszamy na jednolity sos, orzechy siekamy. Selera, owoce, rodzynki i sos łączymy ze sobą i całość schładzamy; przed podaniem posypujemy orzechami. 







poniedziałek, 30 grudnia 2013

Kurczak z curry w kokosowym sosie



Tak sobie myślę, że moja praca zawodowa wiąże się nierozerwalnie ze stawianiem pytań, na które często warto sobie samej odpowiedzieć... A że natura ciekawska, często pytam i poza nią... Zapytałam dziś pewną osobę - zdecydowanie nie w pracy - czy lubi się starzeć i równie szybko zastanowiłam się nad własną odpowiedzią... i tak sobie myślę, że jeśli by "starzeć" zamienić na "dojrzewać" to ja bardzo to lubię! Stabilnie stąpać po ziemi, mieć świadomość siebie pozwalającą wyznaczać własne granice... ciekawość świata, która pozwala dążyć w nieznane... Człowiek jest "za stary", by mu zakazywano i za młody, by ograniczać swój świat wewnętrznymi samozakazami... poszukuje i poznaje... stanowi o sobie, dźwiga odpowiedzialność za innych, a jednocześnie dobrze mu z tym... dobrze mnie z tym... A Wy, lubicie to co zmienia w Was upływ czasu? 
Jakoś tak strasznie refleksyjnie się zrobiło... może to przez nieuchronnie zbliżający się koniec roku? Skoro więc tak, to dla Was propozycja dania z mięsem, idealna na Sylwestra :-) sprawdzi się jako danie ciepłe i jako zimna przekąska :-)
Do dzieła!


SKŁADNIKI

ok. 600 g mięsa z kurczaka (np. filet lub z udek)


Panierka:

5 łyżek wiórków kokosowych

1,5 czubatej łyżki curry

1/2 łyżeczki soli

mleko


Sos:

400 ml mleczka kokosowego

125 ml mleka

5 żółtek

1 łyżka mąki pszennej

sól, pieprz, szczypta curry


dodatkowo: tłuszcz do smażenia




Mięso z kurczaka myjemy i dzielimy na mniejsze kawałki (w przypadku udek usuwamy skórę).
Wiórka, curry i sól mieszamy razem. Mięso zamaczamy w mleku, następnie dokładnie ze wszystkich stron obtaczamy w panierce i smażymy na silnie rozgrzanym tłuszczu na złoty kolor. 
Składniki sosu miksujemy razem, a następnie podgrzewamy stale mieszając (w przeciwnym razie może się przypalić), doprowadzamy do wrzenia i szybko wyłączamy palnik. Jeśli czujecie taką potrzebę dodajcie ponownie przypraw, sugeruję jednak zwiększać ilość pieprzu i curry, soli używajcie tu symbolicznie ;-)
Sos podajemy z przygotowanym mięsem, dobrze komponuje się ono z owocowymi dodatkami (np.: brzoskwinie) lub z ryżem.    

niedziela, 29 grudnia 2013

Trufle śliwkowe w czekoladzie



Dziwna jakaś ta niedziela... dłuży się i dłuży... w ramach pokonywania nudy wymyśliłam sobie takie oto trufle :-) Trochę zabawy z nimi jest, jak to z każdymi domowymi cukierkami, ale za to jakie są pyszne... mmm...


SKŁADNIKI

120 g suszonych śliwek + kilka dodatkowo

1/2 szklanki mleka

50 g margaryny

4 łyżki rozpuszczalnego kakao z cukrem

5 łyżek mleka w proszku

5 łyżek wody

1 czekolada mleczna (100 g)

1/2 białej czekolady




Śliwki (120 g) płuczemy, zalewamy wodą i zagotowujemy, a następnie miksujemy blenderem. Pozostałe śliwki drobno kroimy i odstawiamy na potem. Mleko zagotowujemy z margaryną, przelewamy do zmiksowanych śliwek, dodajemy kakao i jeszcze raz miksujemy, aż składniki się połączą. Studzimy, a następnie dodajemy mleko w proszku i pokrojone śliwki, mieszamy łyżką do połączenia składników. Czekolady łamiemy (do osobnych naczyń) i rozpuszczamy w kąpieli wodnej. Z masy formujemy trufle, zanurzamy w czekoladzie mlecznej i odkładamy na papier do pieczenia, a następnie dekorujemy białą czekoladą. Schładzamy w lodówce. 

Ciasto kruche z powidłami i pianą budyniową



Jak tam Wasze plany na Sylwestra? Moje wyglądają marnie :-( w myśl zasady "ktoś musi pracować, żeby bawić mógł się ktoś" mój mąż idzie do pracy... i nie ma szans, że to się zmieni... póki co, zapowiada mi się dwuosobowa domówka z moją małą trzylacicą ;-) może być całkiem ciekawie :-) Ale jeśli Wy planujecie spotkania w większym gronie i szukacie przepisu na szybkie i smaczne ciasto to proponuję Wam właśnie to - z przepisu mojej cioci, które u niej pojawia się chyba przy każdej okazji :-) Kruche, delikatne, boskie...


SKŁADNIKI

Na ciasto:

3 szklanki mąki pszennej

6 żółtek

250 g masła

1 łyżka ekstraktu waniliowego

5 łyżek cukru pudru

1 łyżeczka proszku do pieczenia


Na pianę:

6 białek

1 szklanka cukru

1 duży budyń waniliowy bez cukru (taki na 3/4 l mleka)


dodatkowo: powidła ze śliwek (3 słoiczki po ok. 300 ml) - ja wykorzystuję powidła własnej roboty, wtedy mam pewność, że są odpowiednio gęste; bułka tarta


Mąkę, cukier i proszek mieszamy razem, następnie dodajemy masło starte na tarce jarzynowe i dokładnie rozcieramy wszystko razem (masło może być prosto z lodówki, łatwiej się zetrze, a i tak z łatwością się zagniecie :-) ) Dodajemy ekstrakt, żółtka i szybko zagniatamy ciasto (czym szybciej zagnieciecie, tym lepiej; ciasto jest bardziej kruche jeśli ma krótki kontakt z ciepłem dłoni, najlepiej jest je zagniatać nożem). Ciasto wkładamy do lodówki (czas nie ma tu większego znaczenia, chodzi tylko o to, by ciasto było sztywniejsze; możecie je też przygotować dzień wcześniej).
Białka ubijamy na sztywną pianę, a następnie dodajemy stopniowo cukier i dalej ubijamy jeszcze przez chwilę, aż cukier się rozpuści. Następnie stopniowo dodajemy budyń (proszek budyniowy) i ubijamy na najniższych obrotach lub delikatnie mieszamy łyżką.
Formę do pieczenia (tradycyjną, prostokątną) wykładamy papierem do pieczenia. Z ciasta odcinamy 1/3 i odkładamy, a resztą wykładamy dno i boki blaszki, a następnie starannie obsypujemy je bułką tartą (dzięki temu ciasto nie nasiąknie nadmiernie i nie zamieni się w błoto :-) ). Wykładamy powidła, na nie pianę, a na wierzch ścieramy pozostawioną część ciasta. Całość wkładamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni i pieczemy 50 - 60 minut (termoobieg + dolna grzałka).
Podajemy wystudzony (inaczej powidła wypłyną :-( ). 




P.S.
Jeśli nie macie powideł możecie z powodzeniem wykorzystać dowolne konfitury :-)

sobota, 28 grudnia 2013

Sernik z białą czekoladą i brzoskwiniami



Fryzjer powrócił więc nowa fryzura też już jest :-) Powrócił z "zaświatów", tak chyba można to określić, a tak naprawdę to nikt nie wie gdzie się podziewał... prawdopodobni walczył ze swoim nałogiem, ze swoją słabością - jak sam mówi, ale bądź co bądź, w swym fachu jest naprawdę dobry. Wychodzi na to, że jednym z lepszych w tej części kraju i dlatego nie obchodzi mnie jakie mam słabości... Dla mnie jest ważne to, że nie muszę mu mówić jaką fryzurę chcę, on sam wie... i zawsze jestem zadowolona :-)
A co do moich słabości, to jedną z nich są zdecydowanie słodycze! Wszelkie słodycze z ciastami na czele :-) Chociaż pierwsze miejsce zdecydowanie należy do czekolady :-) No tak czy inaczej dziś mam dla Was propozycję sernika, do którego przygotowania inspirację znalazłam tutaj (KLIK), a potem oczywiście zrobiłam po swojemu :-) Wyszedł pyszny! A ponieważ już dawno jest wspomnieniem (zniknął w oka mgnieniu) to ja idę dalej cieszyć się moją fryzurą, a Was zachęcam - do dzieła! :-)


SKŁADNIKI

1 kg sera białego (może być z wiaderka)

1/2 szklanki mleka

4 żółtka

3/4 szklanki cukru pudru

1 duży budyń waniliowy (taki na 3/4 l mleka)

1 łyżka ekstraktu waniliowego

200 g białej czekolady


dodatkowo: 1 puszka brzoskwiń, 15 herbatników, 1 tabliczka białej czekolady






Budyń (proszek, nie gotujemy) rozrabiamy w mleku. Czekoladę (200 g) łamiemy na małe kawałki i rozpuszczamy w kąpieli wodnej, a następnie studzimy (może być letnia, ale nie może być gorąca, musi też pozostać choć trochę płynna) . Ser, cukier, żółtka i ekstrakt waniliowy miksujemy razem na puszystą masę, dodajemy rozrobiony budyń i czekoladę i miksujemy jeszcze przez chwilę do dokładnego połączenia składników.
Brzoskwinie kroimy w plasterki. Trzecią czekoladę również rozpuszczamy w kąpieli wodnej. Dno blaszki do pieczenia (u mnie 22 cm x 27 cm) wykładamy herbatnikami - układamy jeden obok drugiego ;-) na nich układamy brzoskwinie i wylewamy masę serową. Pieczemy w piekarniku nagrzanym do 180 stopni przez 75 minut. (termoobieg + dolna grzałka). Po upieczeniu zostawiamy jeszcze przez kilka minut w wyłączonym i uchylonym piekarniku. Upieczone i wystudzone ciasto polewamy rozpuszczoną czekoladą.
Sernik najlepiej smakuje schłodzony :-)

P.S.
Jeśli pieczecie ciasto w metalowej blaszce (tak jak ja) to wyłóżcie ją papierem do pieczenia lub folią aluminiową, w przeciwnym razie tłuszcz z sera przejmie metaliczny smak i zapach blaszki :-(  Ta sama zasada dotyczy też innych ciast :-)

piątek, 27 grudnia 2013

Chleb z płatkami jęczmiennymi



Chleb... po upieczeniu pachniał niesamowicie... a do tego był przepyszny - moja wariacja nt. płatków jęczmiennych w chlebie... ale trafna :-) Chleb banalny w wykonaniu, nie wymaga specjalnych umiejętności więc może go przygotować każdy :-) 
Powodzenia!


SKŁADNIKI

4 szklanki mąki pszennej

1 szklanka płatków jęczmiennych

ok. 500 ml letniej wody

1 opakowanie drożdży instant

2 łyżeczki soli




Mąkę, płatki, drożdże i sól wsypujemy do dużej miski i dokłądnie mieszamy. Następnie stopniowo dolewamy wodę - ciasto powinno być rzadkie, ale nie powinno płynąć, konsystencją powinno przypominać kisiel. Następnie przelewamy ciasto do foremki (u mnie 26 cm x 13 cm) i odstawiamy w ciepłe miejsce na 30 minut (w tym czasie powinno wyrosnąć), a następnie pieczemy w piekarniku nagrzanym do 180 stopni (termoobieg i dolna grzałka) przez 60 minut (przed wyjęciem z piekarnika sprawdźcie patyczkiem czy chleb na pewno jest upieczony - patyczek wbity w ciasto i wyjęty powinien być suchy). Upieczony chleb wyjmujemy i studzimy najlepiej na kratce. 

Tort makowy z migdałową masą bezową



No i minęły... chaos, pośpiech i cała zawierucha pod nazwą "Święta"... Zawsze po nich myślę sobie, że za rok nie dam się zwariować i na pewno przygotuję wszystkiego mniej... a potem kolejne święta i coraz więcej ciast, sałatek... i nowych pomysłów :-) Jednym z takich udanych pomysłów jest tort z dzisiejszego przepisu :-) nie mogłam się zdecydować co upiec z makiem i troszkę sobie pokombinowałam :-) Myślę, że z powodzeniem możecie ten pomysł wykorzystać w związku z Sylwestrem i Nowym Rokiem :-) u nas zniknął błyskawicznie :-)
A wracając do świątecznego nastroju to wolicie dawać czy otrzymywać prezenty? Mnie zawsze wzrusza radość na twarzach obdarowanych :-) Tak było i w tym roku :-) Chociaż sama też miałam kilka powodów do radości :-) Jednym z nich była bez wątpienia wzmianka o moim blogu na portalu "Smaki z Polski" - zajrzyjcie tam czasem, nie tylko ze względu na mój przepis, ale tak po prostu... bo ciekawie, bo ładnie, bo warto... zachęcam :-) 


SKŁADNIKI

Na ciasto:

1 puszka masy makowej

4 białka

4 łyżki cukru

2 łyżeczki kakao

2 łyżki mąki ziemniaczanej

1 łyżeczka proszku do pieczenia

aromat migdałowy (kilka kropel)


Na masę:

4 białka

1 szklanka cukru

250 g masła (miękkiego, o temperaturze pokojowej)

aromat migdałowy


dodatkowo: płatki migdałów lub siekane migdały, kilka łyżek likieru migdałowego






Mąkę, kakao i proszek mieszamy razem. Białka ubijamy (na najwyższych obrotach miksera) na sztywną pianę, pod koniec dodajemy cukier. Następnie zmniejszamy obroty do najniższych i dodajemy po jednej łyżce mieszaninę suchych składników. Teraz dodajemy po jednej łyżce masy makowej, a na koniec aromat. Tak przygotowane ciasto wlewamy do tortownicy wyłożonej papierem do pieczenia lub posmarowanej tłuszczem i posypanej bułką tartą. Pieczemy przez 70 minut w piekarniku nagrzanym do 180 stopni (termoobieg + dolna grzałka). Po upieczeniu wyjmujemy z tortownicy i studzimy.

Białka mieszamy z cukrem, a następnie podgrzewamy na małym palniku mieszając rózgą lub trzepaczką do czasu, aż cukier się rozpuści. UWAGA: białka nie mogą Wam się zagotować, muszą być tylko podgrzane. Zestawiamy białka z palnika i ubijamy sztywną pianę, a następnie ubijamy jeszcze ok. 15 minut do czasu, aż piana wystygnie. Masło kroimy na małe kawałki i dodajemy po jednym do wystudzonej piany - każdy następny kawałek dodajemy dopiero wtedy, gdy ten wcześniejszy jest już dokładnie wmiksowany w białka. Miksujemy do chwili, aż ostatni kawałek masła połączy się z masą, a następnie dodajemy aromat (nie obawiajcie się i śmiało dodajcie większą ilość - ja dodałam 3/4 łyżeczki - tak żeby smak masy był wyraźny).

Płatki migdałowe wsypujemy na suchą, rozgrzaną patelnię i suszymy je przez chwilę starannie mieszając - inaczej płatki nadmiernie zbrązowieją i będą gorzkie :-( powinny mieć lekko złoty kolor na obrzeżach :-)

Ciasto makowe dzielimy na dwa krążki. Dolny lekko nasączamy likierem migdałowym i wykładamy masę bezową. Kładziemy drugi krążek, a następnie wierzch i boki ciasta smarujemy drugą częścią masy. Posypujemy migdałami i wstawiamy do lodówki - tort najlepiej smakuje schłodzony :-)   

P.S.
Przepis na inny - równie łatwy - tort makowy mojego pomysłu znajdziecie tutaj (KLIK)




poniedziałek, 23 grudnia 2013

Wesołych Świąt!!!



Wychodząc rano do pracy doznałam całkowitego rozczarowania :-( Jutro Wigilia, a na dworze powietrze jak przed Wielkanocą... Z drugiej strony, to nie narzekam, bo ze spokojem docieram do pracy nie martwiąc się, za którym zakrętem czekać będzie oblodzona ulica... A potem dzień obfitował w niespodzianki, zaskoczenia i same pozytywne chwile :-) i choć ten rok do najszczęśliwszych nie należy, to jego finał pod wieloma względami rehabilituje minione miesiące... i mam w sobie taki spokój, że od stycznia będzie lepiej... Dlatego tak sobie myślę - upajając się zapachem stygnącego sernika - że własnie tego chcę wam życzyć na te święta...



Spokoju, który jednoczy...
Niespodzianek, które cieszą...
Radości, która otwiera drzwi do innych...
Rozczarowań - by nie nadeszły...

Wesołych Świąt Kochani!

Magda

 

niedziela, 22 grudnia 2013

Kruche babeczki z kremem z suszonych śliwek



Stwierdzam, że nocne zmiany mojego męża wpływają pozytywnie na moją twórczość kulinarną :-) Dzisiejsze babeczki są tego realnym dowodem :-) I powiem więcej - są obłędne :-) Gdyby nie to, że wczoraj zdjęcia płatały mi figle, to podzieliłabym się z Wami przepisem już w nocy, a tak to są dziś :-) Myślę, że zdążycie je zrobić jeszcze przed świętami, bo idealnie będą się komponowały z innymi bożonarodzeniowymi smakami...


SKŁADNIKI

Na ciasto:

1,5 szklanki mąki pszennej

0,5 szklanki cukru pudru

0,25 szklanki mąki ziemniaczanej

1 cukier wanilinowy

1 jajko

1 żółtko

1 łyżeczka proszku do pieczenia

0,5 kostki margaryny


Na krem:

250 g suszonych śliwek

4 żółtka

4 łyżki cukru

1 łyżka przyprawy korzennej

25 g masła

woda


dodatkowo: 100 g mlecznej czekolady, siekane migdały
margaryna i bułka tarta do przygotowania foremek




Suche składniki ciasta dokładnie mieszamy ze sobą, a następnie dodajemy margarynę startą na tarce o dużych oczkach i wszystko dokładnie rozcieramy - aż powstanie "mokry piasek (czyli cała margaryna zostanie dokładnie wtarta w mąkę i inne suche składniki). Dodajemy jajko i żółtko i szybko wyrabiamy - czym dłużej będziemy to robić, tym twardsze będzie ciasto po upieczeniu. Wyrobione ciasto wkładamy do lodówki by trochę zesztywniało (będzie się łatwiej wałkowało). Następnie rozwałkowujemy je na grubość 2 - 3 mm i wycinamy kółka szklanką. Foremki do babeczek smarujemy margaryną i obsypujemy bułką tartą. Do każdej wkładamy jedno kółko i lekko dociskamy. Pieczemy 12 minut w piekarniku nagrzanym do 180 stopni (termoobieg i dolna grzałka). Upieczone babeczki wyjmujemy z foremek i studzimy.




Śliwki płuczemy i zalewamy wodą - powinna delikatnie zakrywać owoce - odstawiamy, by wciągnęły wodę (moje stały ok. 2 godzin). Następnie dodajemy przyprawę i gotujemy całość na małym ogniu do czasu, aż śliwki wciągną całą wodę (musicie mieszać, by się nie przypaliły). Miksujemy blenderem na jak najbardziej gładka masę. 
Żółtka ucieramy z cukrem, a następnie podgrzewamy aż zaczną gęstnieć (UWAGA: masa lubi się przypalać!). Zdejmujemy z ognia, dodajemy masę śliwkową i dokładnie mieszamy, podgrzewamy jeszcze przez chwilę, aż całość ponownie zgęstnieje. Znów zdejmujemy z ognia i dodajemy masło pokrojone w małe kawałeczki - szybko i dokładnie mieszamy, odstawiamy do wystygnięcia.
Czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej.
Babeczki wypełniamy masą śliwkową (jest gęsta i doskonale da się nakładać szprycą), polewamy czekoladą i posypujemy migdałami.    




piątek, 20 grudnia 2013

Sałatka z pieczarkami i fasolą



Moja córcia nie wytrzymała - zjadła choinki z piernikowej szopki... trudno, najważniejsze, ze jej smakowało ;-) jak tak dalej pójdzie to do Wigilii zostanie sama taca... ;-) póki co wprowadzam ostatnie poprawki do świątecznego menu, a właściwie to nie są to poprawki, a raczej dodatkowe ciasta i sałatki, których w pierwotnej wersji miało nie być... ale będą :-) A Wam na świąteczne popołudnia proponuję  szybką i smaczną sałatkę :-) u mnie też będzie :-)


SKŁADNIKI

400 g pieczarek

1 puszka czerwonej fasoli

4 ogórki kiszone

4 jajka

kawałek pora (ok.10 cm)

majonez (ja dałam 2 łyżki)

sól, pieprz

1 łyżeczka soku z cytryny




Pieczarki myjemy, oczyszczamy, zalewamy gorącą wodą i gotujemy z dodatkiem soku z cytryny, a po wystudzeniu kroimy w plasterki. Jajka gotujemy na twardo, a następnie kroimy w ćwierćplasterki, podobnie pora i ogórki. Fasolę osączamy z zalewy i jeśli była ona bardzo gęsta możecie ziarna przepłukać zimną wodą. Wszystkie składniki umieszczamy w misce, doprawiam solą, pieprzem i majonezem - delikatnie mieszamy. 
Gotowe :-) A jakie pyszne! 

Śledzie ziołowe



Po tym jak moi panowie zaczęli nawalać podczas robienia zakupów, musiałam sama przejąć to zadanie... O litości! Ja naprawdę lubię robić zakupy, ale nie w warunkach, w których ciężko się wyminąć w marketowych alejkach wózkami i walczyć o miejsce parkingowe tam, gdzie zwykle nie ma z tym problemu... Ale dałam radę... mąż wyliczył mi, że przydźwigałam z samochodu jakieś 20 kg na raz... jakby nie patrzeć dźwigałam na drugie piętro... i mam nadzieję, że to już ostatnie takie dźwiganie przed tymi świętami ;-)
A dzisiejszy przepis jest zdecydowanie dla tych z Was, którzy lubią łączyć wyraziste smaki... wymyśliłam sobie to wczoraj pod wpływam chwili :-) mnie smakowało, mam nadzieję, że innym też...


SKŁADNIKI 

600 g marynowanych płatów śledziowych

3 duże cebule

3 ziarna ziela angielskiego

2 goździki

1 łyżka majeranku

1 łyżeczka kolendry

1 łyżeczka cukru

po 1/2 łyżeczki tymianku, rozmarynu, estragonu, słodkiej i ostrej papryki, pieprzu

3 łyżki oleju rzepakowego

1 czubata łyżka pasty pomidorowej

3 łyżki keczupu (ja dałam łagodny, ale spokojnie może być pikantny)




Śledzie pozbawiamy skóry, a następnie kroimy w kawałki o długości ok. 2 cm.
Cebule obieramy i kroimy w ćwierćplasterki. Na patelni rozgrzewamy olej i wkładamy cebule oraz wszystkie przyprawy. Smażymy na małym ogniu od czasu do czasu mieszając, aż cebula będzie miękka. Następnie dodajemy pastę pomidorową i keczup, dokładnie mieszamy, smażymy jeszcze przez przez chwilę (ok.2 minut), po czym wyłączamy, dodajemy śledzie, delikatnie mieszamy (żeby kawałki się nie rozleciały) i pozostawiamy do całkowitego wystudzenia. Podajemy schłodzone.  



Paszteciki z ciasta francuskiego z kapustą i grzybami



Boże!!! Żeby tak można było dogonić i złapać uciekający czas!!! A ja jak już się za coś wezmę, to zaraz się okazuje, że minęła cała wieczność, a tu dalej końca nie widać :-( albo taki natłok obowiązków, albo zła organizacja - sama już nie wiem, którą wymówkę wybrać... jakby tego jednak nie nazwać, to powoli zaczynam dostrzegać w domu święta :-) Żebym jeszcze tylko nie doświadczała reakcji alergicznej na samą myśl o robieniu przedświątecznych zakupów w tym zgiełku i tłumie to byłoby OK... Póki co wyznaczam zadania specjalne moim panom, a sama znikam w kuchni - co ważniejsze rzeczy sama już kupiłam wcześniej :-)


SKŁADNIKI

1 opakowanie ciasta francuskiego

250 g kapusty kiszonej

70 g suszonych grzybów

1 cebula

liść laurowy

sól, pieprz

2 łyżki oleju rzepakowego

dodatkowo: żółtko, zioła lub sezam do posypania wierzchu




Grzyby płuczemy i zalewamy zimną wodą - niedużo, tak żeby ledwo je zakryła; odstawiamy na kilka godzin, a najlepiej na noc. Po tym czasie gotujemy grzyby do miękkości pozwalając im chłonąć podczas gotowania jak najwięcej wody. Następnie studzimy je (cały czas w tym samym garnku) i kroimy w cienkie paski lub w kostkę. 
Kapustę płuczemy, kroimy na drobniejsze kawałki, a następnie wkładamy do garnka, dodajemy liść laurowy i podlewamy wodą - gotujemy od czasu do czasu mieszając i pilnując by na dnie zawsze pozostawało trochę wody (inaczej kapusta się przypali). Ugotowaną kapustę odsączamy z wody.
Cebulę kroimy w drobną kostkę i podsmażamy na rozgrzanym oleju, następnie dodajemy kapustę i grzyby, doprawiamy solą i pieprzem (ilość soli zależy od tego, jak bardzo słona jest Wasza kapusta). Smażymy wszystko razem przez chwilę żeby smaki "przegryzły" się, a następnie pozwalamy nadzieniu wystygnąć. 
Ciasto francuskie rozwijamy i wykładamy na nie farsz - 1/4 ciasta powinna zostać bez farszu, wtedy paszteciki łatwo się skleją i nie rozlecą w trakcie pieczenia. Zwijamy roladę, a następnie kroimy ja na 6 - 7 kawałków; układamy je na blaszce posypanej mąką lub na papierze do pieczenia sklejeniem do dołu, każdy kawałek nacinamy w kilku miejscach, smarujemy roztrzepanym żółtkiem i posypujemy ziołami lub sezamem. Pieczemy przez 15 minut w piekarniku nagrzanym do 200 stopni (termoobieg). 

P.S.
To samo nadzienie możecie też wykorzystać do krokietów z ciasta naleśnikowego (KLIK) :-) 

środa, 18 grudnia 2013

Tort z ptasim mleczkiem



Nie chce się chwalić, ale jeszcze rozpływam się nad smakiem tego tortu... Był pyszny :-) Przygotowałam go jako niespodziankę na kameralne rodzinne przyjęcie i powiem Wam, że warto było :-) Uwielbiam radość w oczach bliskich :-) Pomysłodawczynią przedsięwzięcia była pewna młoda wiekiem lecz niesłychanie dojrzała duchem osoba, ja tylko nadałam mu formę :-) 


SKŁADNIKI

Na biszkopt:

7 jajek

1 szklanka mąki pszennej

1/3 szklanki mąki ziemniaczanej

1 szklanka cukru


Na ptasie mleczko:

1 puszka słodzonego mleka skondensowanego

2 galaretki (u mnie malinowe)

500 ml gorącej wody


Na bezę:

4 białka

1 1/3 szklanki cukru

1/3 szklanki wody

barwnik czerwony lub różowy


Na poncz:


1 1/2 szklanki przegotowanej zimnej wody

4 łyżki spirytusu

kilka kropel aromatu cytrynowego lub pomarańczowego


dodatkowo: mały słoik dżemu lub powideł (najlepiej mało słodkich)





Białka oddzielamy od żółtek i ubijamy na najwyższych obrotach miksera na sztywną pianę, na koniec dodajemy stopniowo cukier. Zmniejszamy obroty miksera do minimum i dodajemy po jednym żółtku. Obie mąki mieszamy razem i dodajemy po jednej łyżce do masy jajecznej. Przelewamy ciasto do tortownicy wyłożonej papierem do pieczenia i wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni na 40 minut, następnie wyjmujemy upieczony biszkopt z piekarnika i upuszczamy go wraz z tortownicą z wysokości ok. 60 cm. Ponownie wstawiamy do wyłączonego już i uchylonego piekarnika i pozostawiamy do wystudzenia. Najlepiej jeśli upieczecie biszkopt dzień wcześniej niż zamierzacie go przełożyć masą - będzie lepiej chłonął poncz :-) 

Mleko wstawiamy do lodówki - czym zimniejsze, tym lepiej. Obie galaretki rozpuszczamy w wodzie i studzimy, a następnie wstawiamy na trochę do lodówki, ale pilnujcie by nie ścięła się, musi pozostać choć trochę płynna (!!!). Z zimnego mleka ubijamy pianę na najwyższych obrotach miksera. Następnie stopniowo dodajemy galaretkę cały czas miksując, aż do dokładnego połączenia składników. Ponieważ mleko i galaretka są zimne, masa błyskawicznie gęstnieje :-) 

Białka przeznaczone na bezę ubijamy na sztywną pianę. Z cukru i wody gotujemy gęsty syrop - cukier powinien się całkowicie rozpuścić. Zestawiamy z ognia, czekamy chwilę żeby przestały się pojawiać bąbelki i wlewamy cienkim strumieniem do białek (nie przerywając ich miksowania oczywiście). Gdy już dodamy cały syrop ubijamy pianę jeszcze przez 15 minut - w tym czasie powinna ona wystygnąć. Odkładamy kilka łyżek białej piany, a do reszty dodajemy barwnik i krótko miksujemy, do uzyskania jednolitego koloru. UWAGA: niektóre barwniki mogą rozrzedzać pianę!!! Ja użyłam barwnika w proszku. Pianę najlepiej jest przygotować bezpośrednio przed dekoracją ciasta.

Składniki ponczu łączymy razem i odstawiamy na minimum godzinę, żeby się "przegryzło". 
Możecie też przygotować poncz dzień wcześniej i wstawić do lodówki w szczelnie zakręconym słoiku. 

Biszkopt kroimy na trzy równe krążki (nie dysponuję tortownicą w kształcie serca, dlatego wcześniej narysowałam sobie szablon na kartce i wycięłam kształt z okrągłego ciasta, a dopiero potem podzieliłam na blaty). Pierwszy z nich nasączamy ponczem, smarujemy dżemem i wykładamy połowę ptasiego mleczka. To samo robimy z drugim blatem, po czym wykładamy dżem i drugą część masy, kładziemy trzeci i sączymy go. Cały tort smarujemy różową bezą (górę i boki), a następnie dekorujemy białą bezą w dowolny sposób :-) Ja dodatkowo owinęłam tort gotową taśmą.
Schładzamy w lodówce.

Pierniczki




Grudzień... koniec roku, czas wszelkich bilansów, przemyśleń, planów na kolejny rok... 
Wszystko tak jakoś dziwnie pędzi do przodu, że mimo wszelkich poczynionych już przygotowań, wcale nie czuję, że te święta już za chwilę... a tu tata mi mówi, że właściwie to on już w sobotę ubiera choinkę, bo poniedziałek ma wolny, to zacznie wcześniej świętować... wcześniej... ja chwilami ledwo koniec z końcem ogarniam i mam takie dziwne poczucie, że jak zwykle się nie wyrobię ze wszystkim tak jak bym chciała... a może tym razem sama siebie zaskoczę? Jedno jest pewne: refleksyjnie mi jak co roku ;-) a pierniki upiekłam już w weekend - znalazłam je na blogu "Gotuję, bo lubię". Są fantastyczne, bo bardzo szybko z twardych zamieniają się w przepysznie kruche, rozpływające się w ustach ciasteczka... pachnące i delikatne... idealne do upieczenia jeszcze teraz :-)


SKŁADNIKI

Na pierniczki:

400 g mąki pszennej tortowej

170 g miodu (u mnie wielokwiatowy)

120 g masła

120 g cukru pudru

1 jajko

1 duże żółtko

2 łyżki przyprawy do piernika

1 łyżeczka cynamonu

1/2 łyżeczki mielonego imbiru

1 płaska łyżeczka kakao

1/4 łyżeczki sody (w oryginalnej wersji jest proszek do pieczenia, ja zdecydowałam się na sodę, bo też spulchnia, a do tego wzmacnia kolor)

szczypta soli


Na lukier:

2 białka

2 szklanki cukru pudru




Masło, miód i cukier wkładamy do rondelka z grubym dnem i podgrzewamy do chwili, aż składniki się połączą, a następnie odstawiamy żeby masa ostygła do temperatury pokojowej.
Suche składniki mieszamy razem, dodajemy jajko, żółtko i ostudzoną masę, a następnie miksujemy przez 3 - 4 minuty (ja użyłam spiralek do miksowania gęstych ciast). Gotowe ciast zawijamy w folię spożywczą i wkładamy do lodówki na minimum 2 - 3 godziny (u mnie były to 3 godziny). Po tym czasie dzielimy ciasto na części, każdą rozwałkowujemy na grubość 2 mm i wycinamy ciastka. Układamy na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia i pieczemy w piekarniku nagrzanym do 180 stopni przez 6 - 7 minut (górna i dolna grzałka). Upieczone szybko zdejmujemy z blaszki i odstawiamy do ostygnięcia. 

Cukier puder ucieramy z białkami - powinna powstać gęsta masa, która da się nakładać szprycą, ale nie będzie spływała z ciastek.

Zimne pierniczki dekorujemy lukrem według własnego uznania.

A to poniżej, to moja świąteczna fantazja ;-)