niedziela, 30 czerwca 2013

Kotlety z mięsa i pieczarek



Nie dość, że cały ten weekend był dziwny jakiś, to jeszcze przed chwilą zrobiłam przelew, który owszem z konta wyszedł i wyświetla mi się piękne potwierdzenie, ale za to na stronie firmy, do której "szedł" figuruje jako odrzucony... infolinia działa, ale dział, który się tym zajmuje nie... więc jutro od rana będę tam dzwoniła i to wyjaśniała... a najbardziej irytujące w tej sprawie jest to, że pani na infolinii zaczęłą mi wyjaśniać jak się robi przelew przez internet... MASAKRA!!! Nie pamiętam kiedy byłam w banku przy okienku, bo wszystkio od kilku lat płacę elektronicznie, a ona mi się roześmiała z politowaniem w słuchawkę, gdzy powiedziałam jej, że wiem jak to się robi... Przestaję chyba nadążać za ludźmi... Przejdźmy lepiej do kotletów, które są moją wariacją nt. mięsa z pieczarkami... Połączenie jest raczej mało oryginalne i pewnie sami już dawno je odkryliście, ale ja całkiem od niedawna tak robię i przyznam, że bardzo nam smakuje :-) Niby klasyka, a jednak inna, odmieniona, jakaś taka ciekawsza...  
I niech się już ten weekend kończy!

SKŁADNIKI

400 g mięsa wieprzowego (u mnie od szynki)

300 g pieczarek

1 duża cebula

1 bułka kajzerka

1 łyżka smalcu

1 jajko

sól, pieprz

woda

bułka tarta




Mięso kroimy w kawałki wygodne do zmielenia (żeby bez problemu upychały się w otworze maszynki), pieczarki i cebulę kroimy w grube plastry, bułkę moczymy w wodzie. Na patelni rozgrzewamy smalec i podsmażamy na nim pieczarki i cebulę  - na złoto, ale tak żeby cebula się nie przypaliła za bardzo. Następnie  wszystkie składaniki (mięso, bułkę i pieczarki z cebulą) mielimy razem w maszynce lub malakserze, dodajemy jajko, sól i pieprz - wyrabiamy jednolitą masę, z której formujemy kotlety i obtaczamy je w bułce tartej. 
Na patelni rozgrzewamy tłuszcz i na gorący wkładamy kotlety. Smażymy je na bardzo dużym ogniu przez trzy minuty, a potem zmniejszamy i kolejne trzy; przekręcamy na druga stronę i znów smażymy trzy minuty na dużym ogniu i trzy na małym; przekręcamy i sześć na małym i jeszcze raz przekręcamy i kolejne sześć minut na małym ;-) :-) I gotowe :-) 




piątek, 28 czerwca 2013

Kalarepa zapiekana w śmietanie



Koniec roku szkolnego... Pamiętam  jak dawniej czekałam na ten dzień, a dziś dzień jak co dzień... Kiedyś oznaczał jakiś przełom, jakiś kres i początek czegoś innego, a dziś? wstałam jak zwykle, pojechałam do pracy jak zwykle, wróciłam... ale za to łobuziaki w ośrodku zdecydowanie poczuły przełom ;-) Część artystyczna była do prawdy godna podziwu, dopracowana, z przesłaniem, inscenizacja odegrana na porządnym poziomie... Za to dosłownie w ciągu 10 minut po zakończeniu uroczystości kończącej rok szkolny praktycznie wszyscy stali przed budynkiem, z ogromniastymi bagażami i kolejno odjeżdżali do domów z planami co to oni nie narobią jak już tam dojadą... ech... potrafią się jednak mobilizować ;-) mam nadzieję, że nie narobią sobie kłopotów przez te wakacje... Ciekawe kto z nich dotrzyma obietnic danych samym sobie co do tych dwóch miesięcy, co do tego co potem... 
A mimo, że dzień jak co dzień, to jednak pozytywny jakiś, z pewną magią ;-) A teraz czekam sobie na powrót męża z pracy i w ramach pokonywania weekendowej nudy wymyśliłam sobie coś takiego:


SKŁADNIKI

2 duże kalarepy

200 ml śmietanki 30%

1/2 pęczka koperku

sól (wg uznania, ale raczej nie dużo)


Kalarepę obieramy i kroimy w plastry grubości ok.1/2 cm, śmietankę mieszamy z solą, a koperek drobno siekamy. W formie do zapiekania układamy warstwy kalarepy (jedna na drugiej), zalewamy śmietaną i posypujemy koperkiem. Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni i zapiekamy przez 25 minut. Wierzch możecie przykryć papierem lub folią aluminiową - wtedy kalarepa na wierzchu nie spiecze się i nie będzie twarda. 




I proste, szybkie, a do tego smaczne i - jak na kapustne - to delikatne :-) Przed podaniem polewamy śmietanką z dna formy... pycha :-)

czwartek, 27 czerwca 2013

Ciasto czekoladowe z kaszy manny


Kiedy jakiś czas temu mówiłam Wam o zmianach zbliżających się w moim życiu, to sama trochę nie dowierzałam w to wszystko... i dziś właśnie nadszedł ten dzień, kiedy odwrotu już nie ma... Jestem po rozmowie z panią dyrektor ośrodka - poinformowałam ją, że nie przedłużam mojej umowy od września... Dlaczego? powodów jest wiele... najważniejsze, że zrobiłam to co czułam, co dla mnie najbardziej korzystne... tylko szkoda mi tych niektórych dzieciaków, które po wakacjach mnie tam nie zastaną, ale cóż... czasem trzeba umieć powiedzieć: trudno...
A dla Was dziś ciasto czekoladowe - to które robiłam w poniedziałek w ośrodku (wspominałam Wam o tym). Zajadałam się nim dawno temu, gdy robiła je moja babcia i mam do niego słabość do tej pory :-) i nie ukrywajmy - pewnie większość z Was też je dobrze zna :-)  


SKŁADNIKI

Na masę:

1 l mleka

1 kostka margaryny

1 szklanka kaszy manny

1 szklanka cukru

2 cukry waniliowe

3 czubate łyżki kakao


Na polewę:

30 g masła

3 łyżki kakao

3 łyżki cukru

3 łyżki mleka

kilka kropel dowolnego aromatu (np.: arakowego)


Dodatkowo: 30 herbatników szkolnych (petit beurre) 




Kaszę, cukry, kakao i margarynę dodajemy do mleka i gotujemy gęstą masę do chwili aż na powierzchni pojawią się pęcherzyki powietrza - takie jak na budyniu. W brytfance rozkładamy połowę herbatników, wylewamy masę i przykrywamy druga połową. Składniki polewy zagotowujemy razem i mieszamy energicznie aż połączą się w jednolitą masę - polewamy ciasto i odstawiamy do wystygnięcia. I cała filozofia jednego z najlepszych ciast ;-) a jeszcze lepsze jest gdy jest schłodzone. 

środa, 26 czerwca 2013

Muszle z leczo krewetkowym



Ten przepis wprowadził do naszego domu mój mąż, pragnąc mnie tym samym przekonać do owoców morza ;-) Znalazł go gdzieś w internecie parę lat temu i niestety nie jest w stanie wskazać gdzie :-( a szkoda :-( chętnie dowiedziałabym się kto miał tak fantastyczny pomysł... Powyższą nazwę wymyśliłam sobie sama gdyż małżonek zapisał w skrócie "KREWETKI" i tyle... odkrywcze to mocno i konkretne ;-) ale pomijając wszystko danie mnie urzekło bez pamięci - przede wszystkim w tej wersji krewetki nie patrzą na mnie z talerza, a więc spokojnie mogę jej zjadać, a to zawsze stanowiło dla mnie największą barierę ;-) poza tym delikatne, sycące, pyszne... 


SKŁADNIKI

500 g mrożonych krewetek

1 duża cebula

3 ząbki czosnku

200 ml białego wytrawnego wina

1 pęczek posiekanej natki pietruszki

1/2 pęczka bazylii (u mnie ta z doniczki ;-) )

1 fix leczo (np. Knorr)

3 łyżki oliwy z oliwek

ewentualnie sól, pieprz


dodatkowo: makaron duże muszle - 2/3 opakowania




Cebulę drobno siekamy, czosnek przeciskamy przez praskę. Oliwę rozgrzewamy na patelni, przekładamy na  nią cebulę i czosnek, podsmażamy (uważajcie żeby czosnek nie zbrązowiał, bo będzie gorzki i zepsuje smak potrawy), a następnie dolewamy wino i dusimy do odparowania (prawie całkowitego) płynu. Krewetki rozmrażamy, odsączamy i dodajemy na patelnię; chwilę podsmażamy. Rozrabiamy fix zgodnie z przepisem na opakowaniu i dolewamy na patelnię. Gotujemy aż krewetki będą odpowiednio miękkie, a następnie dodajemy posiekaną natkę i bazylię.
Makaron gotujemy na półtwardo, a następnie każdą muszlę faszerujemy przygotowanym leczo.
Boskie... z białym winem...

wtorek, 25 czerwca 2013

Pieczona łopatka




I znów kolejny dzień poszedł... i znów biegiem, szybko, byle się wyrobić... praca, dom, zakupy... i jeszcze dobijają mnie te codzienne burze... a jak pomyślę, że za tydzień mój mąż znów wyjedzie na dwa miesiące to po prostu ręce mi opadają... a wręcz odpadają ;-) ale jeszcze trzy i pół tygodnia i wakacje... żeby tylko pogoda była jakaś godna tego wolnego... nie musi być maksymalnie gorąco, żar nie musi się lać z nieba - w końcu i tak nigdzie w tym roku nie jedziemy z wiadomych przyczyn :-( ale jak mam odpoczywać w mieście to niech coś też z tego mam... 
W każdym razie menu na pewno będzie odpowiednie :-) ;-) będę musiała uderzyć w trochę lżejsze posiłki niż obecnie, w końcu lato ;-)


SKŁADNIKI

ok. 1 kg łopatki wieprzowej

2 duże ząbki czosnku

sól, pieprz

majeranek

woda




Łopatkę kroimy w grube kawałki, nacieramy solą, pieprzem i przeciśniętym przez praskę czosnkiem, a następnie upychamy kawałki ciasno w siatce do pieczenia mięsa i związujemy jej końce. Jeśli nie macie siatki możecie po prostu mocno związać mięso nitką. Wstawiamy do lodówki na kilka godzin, a najlepiej na całą noc. Następnie wkładamy do naczynia żaroodpornego, obsypujemy obficie majerankiem, a na dno wlewamy trochę wody - 1,5 - 2 cm wysokości ;-) Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni (dolna grzałka i termoobieg) i pieczemy ok. 75 minut.




Po upieczeniu możecie podawać mięso na gorąco np.: do drugiego dania lub wystudzić i wykorzystać jako wędlinę :-)



poniedziałek, 24 czerwca 2013

Surówka z kalarepy



Korzystając z chwili czasu dłuższej niż za zwyczaj przekazuję w Wasze ręce przepis na surówkę, która powstała jako podstęp skierowany w mojego męża. Otóż, zwykle twierdził, że nie lubi kalarepy w żadnej postaci, wymyśliłam więc jak mu ją przemycić we spólnych posiłkach, bo dla mnie jest ona wprost smakiem dzieciństwa (kolejnym...). W surówkach i sałatkach dobre jest to, że można tam dodać w zasadzie wszystko, a i tak dobrze smakują. Wykorzystałam więc to co miałam pod ręką i dał się nabrać :-) I teraz nawet sam ją przyrządza ;-)


SKŁADNIKI

1 duża kalarepa

1 duże jabłko

1 - 2 ogórki konserwowe lub małosolne

1/2 pęczka szczypiorku

1 czubata łyżka majonezu

sól, pieprz


Szczypiorek drobno siekamy, pozostałe składniki ścieramy na tarce o dużych oczkach. Wszystko wrzucamy do jednej miski, doprawiamy solą, pieprzem i majonezem, dokładnie mieszamy i gotowe :-) A pasuje praktycznie do wszystkiego :-) i jest niesamowicie orzeźwiająca...




Kolacja w czasie sesji!

Dżem rabarbarowy



Wieczór... mąż w pracy - to norma, córcia śpi - coraz częstsza norma, a ja mam chwilę czasu - to normą zdecydowanie nie jest... rzadkie i bezcenne... Najlepsze jest to, ze jak mam chwilę czasu to nie wiem co mam z nią zrobić, to jest dla mnie całkiem obce uczucie ;-) więc siedzę sobie, piszę i obmyślam jaki tort upiec na urodziny mojego szwagra... tak właściwie to smak wybrała już moja siostra, ale wystrój to już moje zadanie... mam już nawet jeden absolutnie zaskakujący pomysł, ale muszę jeszcze obmyślić sobie sposób realizacji - trzymajcie więc za mnie kciuki, bo jak mi dobrze pójdzie, to Wam go zaprezentuję :-) 
A dziś w ośrodku w ramach zajęć grupowych robiłam z dzieciakami ciasto czekoladowe i tak nabrałam na nie większej ochoty, że w drodze do domu kupiłam co potrzeba i już właśnie zastyga w lodówce :-) 
A w ramach dzisiejszej degustacji proponuję Wam dżem z rabarbaru - bez fixów, bez cukru żelującego... same owoce i cukier... Rewelacja! 


SKŁADNIKI

2 kg rabarbaru

0,8 kg cukru




Rabarbar myjemy. obieramy i kroimy w kawałki ok. 2 cm długości. Zasypujemy cukrem i odstawiamy na 15 - 20 minut żeby kawałki puściły sok. Następnie stawiamy na ogniu i smażymy na dość dużym płomieniu przez 30 minut. Pamiętajcie by często mieszać dżem w trakcie smażenia, bo przy tej ilości cukru lubi się przypalić. Gorącym dżemem napełniamy słoiki, zakręcamy i stawiamy do góry dnem - pozostawiamy do całkowitego wystygnięcia.
Owoce z sadu i dzialki

Zapiekana owsianka truskawkowa



Zawsze mam problem ze śniadaniami, tzn. jadam je codziennie przed wyjściem z domu - budzę się tak głodna, że nie wyobrażam sobie inaczej ;-) ale nigdy nie mam czasu, by jakoś szczególnie to śniadanie celebrować :-( Kawa, jakaś szybka kanapka albo sałatka przygotowana wieczorem i w drogę! Za to inaczej jest w soboty i niedziele - w końcu mam chwilę na przygotowanie czegoś godnego uwagi :-) poza tym w te dni nie muszę jeść sama (nie szczególnie to lubię), ale jemy rodzinnie :-) Wczoraj rano postanowiłam dostarczyć rodzinie porządną dawkę węglowodanów na cały dzień, a przynajmniej przedpołudnie ;-) i oto co wyszło :-)




SKŁADNIKI

2 szklanki płatków owsianych

1/2 szklanki jogurtu typu greckiego

1/2 kg truskawek

1 jajko

2 łyżki cukru

1 cukier waniliowy

dodatkowo: 1 łyżeczka masła, truskawki




Truskawki myjemy, usuwamy szypułki i miksujemy.  Następnie dodajemy jogurt, jajko, oba cukry i miksujemy jeszcze przez chwilę. Truskawki nie muszą być zmiksowane bardzo dokładnie, mogą pozostać drobne kawałeczki. Dodajemy płatki i mieszamy łyżką aż wszystko się połączy. Foremkę do zapiekania smarujemy masłem (inaczej będziecie mieć problem z wyjęciem owsianki po upieczeniu) i wlewamy masę owsiankową :-) zapiekamy przez 30 minut w temperaturze 180 stopni (wcześniej nagrzewamy piekarnik). 




Przed wyjęciem z piekarnika sprawdźcie patyczkiem czy owsianka na pewno jest gotowa (powinien być suchy lub minimalnie wilgotny) . Gotowe danie obsypujemy truskawkami. 



Truskawkowy zawrót głowy 2013

sobota, 22 czerwca 2013

Naleśniki "tiramisu" z truskawkami




Jedna z mich koleżanek, która pracuje w laboratorium analitycznym, zawsze się ze mnie śmieje, że to aż dziwne, że nigdy jeszcze nie wyszedł mi we krwi drastycznie podwyższony poziom kawy ;-) Bardzo śmieszne... ale prawda jest taka, że od zawsze, odkąd sięgnę pamięcią, nie przepadam, a wręcz nie lubię herbaty - owszem jakaś owocowa czy ziołowa czasem, albo dobra zielona... ale czarna nigdy! Za to kawa leje się u mnie całym potokiem :-) uwielbiam każdą, w każdej postaci i nie wybrzydzam, że mam być mocna albo słaba... nie ma kawy za mocnej, po prostu czasem można nie być w formie na taką ;-) ale ja jestem zawsze w formie i dnia na mniej niż pięciu nie kończę. Idąc tropem tego wyznania muszę się przyznać, że  wszelki ciasta i desery z kawą są również w opcji ulubione ;-) zwłaszcza te, które sobie sama wymyślę :-) mają kawy odpowiednio dużo i w odpowiednim połączeniu :-) dlatego mała inspiracja ciastem tiramisu dała dzisiejsze naleśniki... mnie ujęły w sekundzie, mam nadzieję, że Wam też się spodobają :-)
A poza tym to dzień mnie wykończył :-( i wcale nie chodzi mi o dzisiejszy upał czy komary, ale o zwykłe relacje interpersonalne... Starzeję się, ale nadal robi na mnie wrażenie to, jak szeroki repertuar zachowań niepozytywnych są w stanie mieć moi bliscy... szkoda słów ;-( 
Zapraszam na naleśniki...




SKŁADNIKI

Na naleśniki kawowe:

200 ml wody

2 jajka

2 łyżeczki kawy rozpuszczalnej

2 łyżki oleju

4 łyżki mąki pszennej

1 łyżeczka cukru


Na nadzienie:

200 ml śmietanki 30%

250 g sera mascarpone

1 łyżka cukru pudru


Dodatkowo:

1/2 mlecznej czekolady

50 ml likieru amaretto

truskawki i cukier (dowolna ilość, tak jak lubicie; ja użyłam 10 ogromniastych truskawek i 2 łyżeczek cukru)


Wszystkie składniki ciasta naleśnikowego miksujemy razem i smażymy cienkie naleśniki - na suchej patelni; ponieważ w cieście jest już olej nie ma potrzeby smarowania patelni.
Śmietankę miksujemy na sztywno. Mascarpone mieszamy z cukrem, a następnie dodajemy ubitą śmietanę i delikatnie łączymy.
Czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej (KLIK). Truskawki kroimy na mniejsze kawałki, posypujemy cukrem i odstawiamy. 




Lekko przestudzone naleśniki smarujemy amaretto (najlepiej pędzelkiem, wtedy rozprowadzicie równomiernie), masą serowo - śmietanową i składamy (możecie tak jak na zdjęciu, albo tak jak lubcie). Wierzch obsypujemy przygotowanymi truskawkami i polewamy czekoladą. Jeśli macie ochotę możecie też skropić wierzch likierem, tak dla wzmocnienia smaku, ale i bez tego deser smakuje niesamowicie :-)



Kawa...i co dalej?

czwartek, 20 czerwca 2013

Pieczone udka z kurczaka z czosnkiem i cytryną



Uff, jak gorąco... puff jak gorąco... Na to gorąco czuję się dosłownie jak ta lokomotywa z wierszyka... Patrzę na moją córeczkę i widzę "ugotowanego" malucha regenerującego się po całym dniu ;-) W taką pogodę moja kuchnia zdecydowanie nie jest komfortowym miejscem... Czy ja już pisałam, że ma ona dokładnie 6 metrów kwadratowych powierzchni? Jeśli nie, to właśnie dziś jest ten moment, w którym to oznajmiam ;-) Tak więc w taki upał nie jest w niej miło... ale w myśl zasady, że smutnego domownika należy przytulić, a głodnego nakarmić, stawiam czoło wyzwaniu i "czaruję" ;-) Najczęściej coś lekkiego i szybkiego, a ponieważ moi domownicy są typowymi mięsożercami musi to najczęściej być oparte na mięsie... Kawałki kurczaka na różne sposoby to jeden z lepszych pomysłów w tych warunkach ;-) Nie wymagają nadmiernej uwagi, a zawsze wychodzą aromatyczne i  pyszne :-) do tego góra sałaty i kompot... mmm... lato w pełni ;-)
A na biurku szefowej grafik urlopowy :-) :-) :-)




SKŁADNIKI

1 kg udek z kurczaka

1/2 dużej cytryny (lub 1 mała)

3 duże ząbki czosnku

kilka kawałeczków masła

słodka papryka w proszku

sól, pieprz

woda




Udka myjemy, oczyszczamy, oprószamy solą, pieprzem i papryką, a następnie wkładamy do naczynia żaroodpornego i odstawiamy do lodówki na ok. godzinę. Cytrynę sparzamy wrzątkiem i kroimy w grubą kostkę (razem ze skórką). Czosnek pozostawiamy w łupinkach i zgniatamy naciskając każdy ząbek trzonkiem noża. Wyjmujemy naczynie z udkami, dodajemy cytrynę i czosnek, na dno wlewamy wodę (tyle by pokryła całe dno, ja dolewam ok. pół szklanki), a na mięsie układamy kawałki masła. Naczynie przykrywamy i wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni, pieczemy przez godzinę (termoobieg i dolna grzałka). I tak oto obiad robi się sam, a Wy możecie spokojnie walczyć z upałem ;-) 



środa, 19 czerwca 2013

Dżem truskawkowy



I kolejny dzień wewnętrznej niemocy za mną... ogólnie to nie jest jeszcze najgorzej, ale czekam w tym roku na urlop jak jeszcze nigdy... półroczna nieobecność mojego męża i przyjęcie na swoje barki wszystkich obowiązków związanych z domem, praca od rana do wieczora i szereg innych mniej lub bardziej absorbujących obowiązków nieźle dały mi się we znaki... do tego cały czas jestem w trakcie procesu diagnostycznego, o którym kiedyś już Wam wspominałam... Nawet to, że małżonek od miesiąca jest w domu niewiele zmienia, w końcu za dwa tygodnie znów wyjedzie :-( w prawdzie teraz tylko na dwa miesiące (zawsze to jakaś pociecha), ale jednak go nie będzie... Prawdę mówiąc, to bardziej żyje on tym wyjazdem i nowymi obowiązkami zawodowymi niż tym, czym codziennie próbuję mu zawrócić głowę :-( W ogóle to w całym tym zaganianiu i zmęczeniu tracę gdzieś siebie... Więc urlop i jeszcze raz urlop! Jeszcze jakieś cztery tygodnie... dam radę :-) przeczekam... 
Tylko muszę  jeszcze podjąć ostatecznie jedną, bardzo ważną decyzję, a metoda plusowo - minusowa jakoś się tu nie sprawdza...
Wczoraj obiecałam Wam dżem i ładne zdjęcia... cóż, dżem wyszedł fantastycznie, dziś na śniadanie idealnie komponowała się z tostami :-) nawet moja córcia nie odmówiła :-) ale zdjęcia... te jak zwykle u mnie - jednak pozostawiają trochę do życzenia... może jak przestanę fotografować telefonem, a zacznę aparatem (jak go w końcu kupię) będzie lepiej ;-) na razie skupmy się na smaku ;-)


SKŁADNIKI

2 kg truskawek

2 szklanki cukru


Truskawki myjemy, usuwamy szypułki i wkładamy do garnka - drobne owoce w całości, większe kroimy na połówki lub ćwiartki i zasypujemy cukrem. Potrząsamy garnkiem żeby cukier oblepił truskawki i pozostawiamy na ok. 30 minut żeby puściły sok. Po tym czasie zagotowujemy owoce (razem z sokiem, który puściły), a następnie zmniejszamy płomień i gotujemy przez 1,5 godziny. W tym czasie dżem powinien zgęstnieć, ale owoce nie powinny się nadmiernie rozgotować. Gorący dżem nakładamy do słoików, zakręcamy i odwracamy do góry dnem. Pozostawiamy tak do całkowitego wystygnięcia.




P.S.
Jeśli chcecie mieć dżem bardzo gęsty możecie smażyć go pół godziny dłużej :-)



Surówka z rzodkiewki



Strasznego mam dziś doła... w sensie zawodowym... wszystko bez sensu i do niczego zaczyna być... poza tym poranna burza wykończyła mnie na odcinku 50 metrów i jeszcze po 30 km jazdy samochodem miałam mokre ubranie... w drodze powrotnej też burza :-( nawet pogoda dziś nie sprzyja... szkoda słów... na pocieszenie robiłam dziś przetwory truskawkowe - tata zafundował mi całą górę owoców, do jutra wystygną to postaram się  ładnie sfotografować i jeszcze ładniej opisać na blogu... póki co na kolację była rzodkiewka ;-) 
A jutro wracam do mojej psychopiwnicy... i innych zawodowych rozważań...


SKŁADNIKI

1/2 pęczka dużych rzodkiewek (jeśli są małe weźcie cały)

1 pęczek grubego szczypiorku

1/4 pęczka koperku

2 - 3 łyżki gęstej śmietany

sól, pieprz


Rzodkiewki kroimy w plasterki lub półplasterki - jeśli są naprawdę duże, szczypiorek i koperek drobno siekamy. Wszystko mieszamy ze śmietaną, doprawiamy solą i pieprzem - gotowe :-)
Surówka fantastycznie sprawdza się z grzankami jako kolacja lub szybka przekąska w ciągu dnia, albo jako dodatek do drugiego dania :-) wszystko zależy od Was...




Kolacja w czasie sesji!

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Zasmażana botwinka do drugiego dania



Nie wiem jak Wam, ale mnie w takie gorąco zupełnie odchodzi apetyt. I w sumie to dobrze - każdego roku już wiosną obiecuję sobie, że czas wziąć się za odchudzanie przed latem, a potem przychodzi lato i okazuje się, że od kilku miesięcy nic się nie zmieniło... Ale lato sprzyja realizacji zaległych postanowień :-) ruch, lekkie posiłki i więcej energii do wszystkiego :-) do gotowania też :-) ostatnio nakupiłam botwinki tyle, że mąż zapytał czy będzie u nas stacjonować jakaś armia... faktycznie, jak na jedną zupę ogrom! dlatego zrobiłam jeszcze inne rzeczy i oto jedna z nich - botwinka na gorąco :-) Nie robiłam wcześniej, ale skoro da się ją upchnąć w zupie i skoro robię tarte buraczki na zasmażce, to znaczy, że da się też zasmażyć botwinkę i podać ją na gorąco :-) A więc ja zrobiłam swoje, a mąż nałożył sobie odpowiednią porcję... jak dla armii ;-) 


SKŁADNIKI

2 pęczki botwinki

2 łyżki masła

1 łyżeczka cukru

2 łyżeczki soku z cytryny

sól, pieprz

woda


Zasmażka:

4 łyżki śmietanki 30%

1 łyżka mąki

5 łyżek ciepłej wody




Botwinkę - najlepiej jeśli kupicie taką z większymi buraczkami - drobno siekamy. W rondlu rozpuszczamy masło, wrzucamy botwinkę i delikatnie obsmażamy ok. 3 - 4 minut od czasu do czasu mieszając. Następnie dolewamy trochę wody, niedużo ważne żeby pokryła całe dno, w przeciwnym razie botwinka się przypali. Dodajemy sól i cukier, przykrywamy, zmniejszamy płomień i dusimy do miękkości.
Na małą patelnię wlewamy śmietankę i chwilę podgrzewamy, a następnie dodajemy mąkę - dokładnie mieszamy i odstawiamy z ognia. Gdy zasmażka ostygnie dodajemy ciepłą wodę i bardzo szybko mieszamy żeby uniknąć grudek. Następnie zawiesinę przelewamy do miękkiej botwinki, doprawiamy pieprzem, sokiem z cytryny (jeśli uznacie, ze jest taka potrzeba dodajcie jeszcze raz soli i cukru - nie bójcie się go, on naprawdę podkreśla smak buraków), mieszamy i zagotowujemy. Botwinka powinna wyjść gęsta, fantastycznie oblepiona powstałym sosem :-) pycha!

Sałatka z rukoli i truskawek z serem camembert



Najlepsze są rozwiązania najprostsze - stara i mądra zasada, a jednak bardzo dobrze funkcjonująca :-) Sobotnie - wspomniane już poprzednio - spotkanie wymagało również przystawki. Zależało mi na czymś lekkim, ale ciekawym w smaku. Najpierw wyobraziłam sobie obraz dania - sałata, coś czerwonego i ziarna ;-) a potem wymyśliłam sobie produkty, które pomogły mi urzeczywistnić wizję ;-) Nie było to specjalnie trudne pomidory z truskawkami już kiedyś łączyłam, rukolę lubię więc oczywiste, że ją wykorzystałam, a co do ziaren... jako pierwsze rzuciły mi się w oczy ziarenka sezamu spokojnie leżące w szafce :-) ocet trafił do sałatki drogą eliminacji ;-) inne aktualnie dostępne sosy nie komponowały mi się z truskawkami... no i gotowe :-) a ser pleśniowy z prażonym sezamem smakuje wręcz obłędnie... 


SKŁADNIKI

1 opakowanie rukoli

300 g truskawek

300 g niedużych pomidorów

1 serek camembert

3 łyżki sezamu

ocet balsamiczny




Rukolę, truskawki i pomidory myjemy i oczyszczamy z ewentualnych niedoskonałości. Truskawki i pomidory kroimy na połówki lub ćwiartki w zależności od ich wielkości, a ser w kostkę. Rozgrzewamy suchą patelnię i wsypujemy na nią sezam - prażymy przez chwilę stale mieszając, aż ziarna staną się białe. Na płaskim talerzu rozsypujemy rukolę i skrapiamy ją octem balsamicznym, rozrzucamy ser, pomidory, truskawki i ponownie skrapiamy octem. Wierzch posypujemy prażonym sezamem.   


Truskawkowy zawrót głowy 2013 Kolacja w czasie sesji!

niedziela, 16 czerwca 2013

Sernik kokosowy z bezą szwajcarską i truskawkami




Wczorajsze spotkanie było kulinarnym popisem moim  i mojego męża - goście byli zachwyceni o czym  świadczyły dokładki, o które prosili. Wśród moich wytworów znalazł się deser, który właśnie chce Wam przedstawić :-) W pierwszej wersji miał być sernik na zimno z tradycyjnej receptury mojej babci, ale stwierdziłam, że to zna każdy, a ja lubię gdy odwiedzające nas osoby są zaskoczone czymś nowym. Dlatego najpierw postanowiłam sobie, że wzbogacę skład o śmietanę 30%, a ponieważ z szafki wypadła mi paczka z wiórkami kokosowymi, to postanowiłam je także włączyć w recepturę :-) Galaretkę nawet rozpuściłam, ale przypomniało mi się, że widziałam kiedyś ciasto ozdobione bezą szwajcarską i robiło niesamowite wrażenie :-) Przepis na nią znalazłam już jakiś czas temu na blogu "moje pasje" Swoją drogą to jest tam niesamowity tort ubrany taką bezą przypaloną palnikiem na końcach - boski! Ja palnika nie mam, ale taka potargana masa obsypana truskawkami tez robi wrażenie :-) Więc galaretkę mąż zjadł w tzw. międzyczasie ;-)


SKŁADNIKI

Na sernik:

400 g serka naturalnego (np.: kanapkowy, Bieluch itp.)

200 g masła

1 szklanka cukru pudru

200 g śmietanki 30%

3 żółtka

2 cukry waniliowe

4 łyżeczki żelatyny

1/3 szklanki gorącej wody

200 g wiórków kokosowych


Na bezę:

3 białka

150 g cukru

1 cukier waniliowy




Dodatkowo:

biszkopty lub herbatniki

truskawki


Masło, żółtka i oba cukry ucieramy na puszystą, jednolitą masę, a następnie stopniowo dodajemy serek. Żelatynę dokładnie rozpuszczamy w wodzie, studzimy i stopniowo wmiksowujemy do masy, a następnie dodajemy wiórka. Śmietankę ubijamy na sztywno, przekładamy do całości i delikatnie łączymy.  




Tortownicę dokładnie wykładamy papierem lub folią aluminiową - to bardzo ważne, bo tłuszcz zawarty w maśle i serze łatwo przejmuje zapachy, jeśli więc masa będzie miała kontakt z blachą przejmie jej zapach i będzie miała metaliczny posmak :-(  Dno tak przygotowanej tortownicy wykładamy ciastkami, a na nie wlewamy masę serową (podnieście i upuśćcie tortownicę kilka razy, dzięki temu masa wpadnie między ciastka tworząc na nie całość) i wstawiamy do lodówki żeby stężała. Ja poczekałam ok. 3 godzin. 
Białka na bezę wlewamy do miski lub garnka i mieszamy z cukrami, a następnie umieszczamy w kąpieli wodnej (w drugim garnku gotujemy wodę i umieszczamy w nim ten pierwszy - z białkami). Trzymamy tak do momentu aż cukier całkiem się rozpuści - w tym calu cały czas mieszamy i uważamy, by cukier nie przylepiał się do ścianek. Następnie miksujemy masę przez 8 - 9 minut - powstanie gęsta błyszcząca masa, którą łatwo wymodelować w pożądaną dekorację - ja poklepywałam ją silikonową łopatką jak najwyżej ją odrywając.
Sernik wyjmujemy z tortownicy i smarujemy gotową masą tworząc na jej powierzchni zaplanowaną strukturę. Na koniec obsypujemy truskawkami. Schładzamy. Gotowe :-)