czwartek, 14 lipca 2016

Makaron gryczany z bobem



Od kiedy jestem na tym macierzyńskim czytuję od czasu do czasu wypowiedzi na różnych forach dla mam... Po co? A tak... po prostu... w sensie czysto poznawczym... nachodzą mnie potem różne przemyślenia, refleksje, czasem aż same cisną mi się jakieś fachowe uwagi dotyczące wychowania dzieci, dostrzegania samej siebie czy tym podobne... czasem jest strasznie, a czasem śmiesznie... Ostatnio usłyszałam od pewnej znajomej, że mam chyba za dużo czasu, skoro czytam "takie rzeczy", ale tak sobie myślę: Czy to moja wina, że organizuję życie mojego domu tak, by nie zwariować? Czy to źle, że mam czas na czytanie, naukę języka obcego i hobby, po tym jak dzieci padają na poduszkach? Wiadomo, czasem jest go mniej, a czasem więcej, wszystko zależy od tego jak potoczył się dzień, ale chyba najważniejsze, że jest go choć trochę... 
Skąd tu dziś taki temat? A stąd, że jakąś chwilę temu przeczytałam ok. 200 wypowiedzi nt. "Czy mąż Wam pomaga w domu skoro jesteście na macierzyńskim?" Przeczytałam i zastanawiam się teraz kto tam to wszystko pisze... Część pań informuje czytelników, że mężowie nie robią nic poza pracą i odpoczywaniem (ale w to jakoś wierzę), a druga część chwali się, że po powrocie z pracy panowie mężowie gotują, piorą, sprzątają, robią zakupy, bawią się z dziećmi, kąpią je, kładą do snu... I tej drugiej grupie akurat nie wierzę... No przykro mi, ale nie wierzę... a grupa deklarujących taki stan rzeczy była dość pokaźna... I tak sobie od razu pomyślałam jak mój mąż mi pomaga, bo że pomaga to oczywiste (nie mamy na podorędziu babć i dziadków czekających z pomocą na każde skinienie z naszej strony i marzących o tym, by nas w czymkolwiek odciążyć... co to, to nie), musimy dzielić się obowiązkami żeby to wszystko miało ręce i nogi :-) I wiecie co? Stwierdzam, że on mi pomaga w najlepszy z możliwych sposobów... On mnie po prostu rozumie... a przynajmniej stara się rozumieć... I chociaż świat nie zawsze jest czy był kolorowy, to gdy słyszę jak mówi do naszej starszej córki: "Zakładaj kask, idziemy na rower", to wiem, że on wie... ;-)




No i tak sobie gdzieś musiałam tę moją dzisiejszą refleksję wygłosić ;-) Padło na Was, bo przecież jemu nie powiem, że wiem... ;-) A za cierpliwość podczas czytania mam dla Was przepis na danie sezonowe - taki mój pomysł na makaron z bobem. Makaron domowy, gryczany, mam nadzieję, że lubicie... Chwilę z tym schodzi, ale warto... ;-)


SKŁADNIKI

Makaron:

2 szklanki mąki gryczanej

2 jajka

ok. 0,5 szklanki ciepłej wody

szczypta soli

dodatkowo mąka do podsypania


Dodatkowo:

2 szklanki bobu

3 łyżki masła klarowanego

starty ser grana padano lub parmezan

ziarna słonecznika

2 łyżeczki soli

2 łyżeczki cukru

woda




Mąkę wsypujemy na stolnicę, dodajemy sól i jajka, delikatnie zarabiamy jajka z mąką i dolewamy wodę. Zagniatamy ciasto do momentu aż stanie się zwarte i plastyczne (jeśli będzie się Wam kruszyło dolejcie jeszcze trochę wody, jeśli będzie się za bardzo lepiło do dłonie dosypcie 1 - 2 łyżki mąki). Dzielimy je na trzy części, a następnie każdą z osobna rozwałkowujemy cienko na posypanej mąką stolnicy. Następnie układamy placki na sobie (muszą być posypane mąką) i zwijamy luźno jak roladę; kroimy w paski ok. 0,5 cm grubości. Rozsypujemy makaron palcami, a następnie wsypujemy na wrzącą lekko posoloną wodę i gotujemy 2 minuty od chwili zagotowania się makaronu. odcedzamy. 

Wodę (ok. 1 litra) zagotowujemy z solą i cukrem, a następnie wsypujemy do niej bób; gotujemy do miękkości, a następnie odcedzamy i przelewamy zimną wodą i obieramy. 
Ziarna słonecznika prażymy na suchej patelni.
Na patelni rozgrzewamy masło, wkładamy makaron i chwilę smażymy, na koniec dodajemy bób, mieszamy i po 1 - 2 minutach zdejmujemy z palnika. Rozkładamy porcje na talerze, posypujemy serem i słonecznikiem. Danie najlepiej smakuje na ciepło :-) 



1 komentarz:

Cenię sobie Wasze uwagi, ale lubię wiedzieć z kim rozmawiam :-) dlatego proszę, nie zostawiajcie mi anonimowych komentarzy, tylko podpiszcie się :-)