A więc Dzień Zakochanych... zbliża się wielkimi krokami i choć nie należy do szczególnie przeze mnie preferowanych, to jednak postanowiłam Wam coś podpowiedzieć :-) Ciasto do tych babeczek już kiedyś Wam proponowałam (KLIK), ale wersję tiramisu wymyśliłam sobie dziś rano... tak po prostu na potrzeby Waszych Walentynek :-) I wyszły świetne! Jeśli zastanawiacie się dlaczego na tę okoliczność mowa tu o tiramisu to przypominam, że w języku włoskim nazwa deseru znaczy ni mniej, ni więcej jak "poderwij mnie" :-) tak więc pieczcie i wysyłajcie niewerbalne komunikaty tym, którzy godni są Waszych uczuć ;-)
SKŁADNIKI
Na ciasto:
2 szklanki mąki pszennej
3/4 szklanki cukru trzcinowego
1 szklanka jogurtu typu greckiego
1 szklanka mleka
1/2 szklanki oleju
2 jajka
1 łyżka ekstraktu waniliowego
2 łyżeczki proszku do pieczenia
Na budyń:
1 szklanka mleka
1 żółtko
1 łyżka kakao rozpuszczalnego z cukrem
1 łyża kawy rozpuszczalnej
3/4 łyżki mąki pszennej
3/4 łyżki mąki ziemniaczanej
2 łyżki likieru amaretto
Na masę:
200 ml śmietanki 30 %
250 g serka mascarpone
4 łyżki gorącego mleka
2 łyżki cukru pudru
2 łyżki likieru amaretto
2 płaskie łyżeczki żelatyny
dodatkowo: kakao lub starta czekolada
Wszystkie suche składniki ciasta mieszamy razem, w osobnym naczyniu mieszamy mokre składniki, a następnie te mokre wlewamy do suchych (nigdy odwrotnie, bo wyjdą grudy) i mieszamy przez chwilę łyżką - to lubię w muffinach, że robi się jej naprawdę szybko i nie wymagają specjalnego sprzętu :-)
Wszystkie składniki budyniu (oprócz amaretto) mieszamy ze sobą, a następnie stawiamy na palniku i gotujemy budyń (tak jak każdy inny budyń). Do ugotowanego dolewamy amaretto, mieszamy, zestawiamy z palnika i studzimy pod przykryciem (żeby alkohol nie wyparował).
Do formy na muffinki wkładamy papilotki i do każdej wlewamy po 1,5 łyżki ciasta, następnie wkładamy po 1 łyżeczce zimnego budyniu i znów wlewamy ciasto. Wystawiamy na 25 minut do piekarnika nagrzanego do 180 stopni.
Żelatynę rozpuszczamy w mleku i zostawiamy do wystygnięcia (ale uważajcie, żeby nie zaczęła krzepnąć - to jest mocno nie wskazane). Śmietankę ubijamy z cukrem na sztywno (na najwyższych obrotach miksera), a następnie dodajemy po jednej łyżce mascarpone i cały czas miksujemy (tym razem na obrotach najniższych). Dodajemy likier i żelatynę,miksujemy jeszcze przez chwilę żeby składniki się połączyły. Jeśli masa wydaje się Wam zbyt rzadka wstawcie ją na kilka minut do lodówki. Następnie nakładamy do szprycy lub rękawa i dekorujemy wystudzone babeczki. Wierzch posypujemy kakao lub czekoladą.
Do posypki możecie dodać też trochę mielonego kardamonu, w końcu jest to jeden z najstarszych afrodyzjaków...
P.S.
Mnie z tej ilości wyszło 15 babeczek.
Jeśli nałożycie zbyt dużo budyniu w babeczkach mogą się pojawić po upieczeniu puste przestrzenie u góry. Dzieje się tak dlatego, że budyń jest ciężki i ciasto nie ma dostatecznej swobody podczas wyrastania (ale zakalec nie powinien się zrobić, spokojnie). Nie stanowi to jednak problemu ponieważ ewentualne dziury możecie z powodzeniem zapełnić kremem :-)
Są cudne :) i córcia pomagała przy zdobieniu ;)
OdpowiedzUsuńBardzo smacznie wyglądają :)
OdpowiedzUsuńMmm, pyszności :)
OdpowiedzUsuń