Rany!!! Co za poniedziałek... Narada u szefowej nie pozostawiła złudzeń - taki będzie cały najbliższy miesiąc... i żądne znaki na niebie i ziemi nie wskazują na to, żeby święta czy zbliżająca się majówka coś tu złagodziły... I tak sobie myślę, że strasznie dużo tych odpowiedzialnych zadań ostatnio wokół mnie... z każdej strony... ale jedno trzeba przyznać (tak całkiem po cichu i żeby nikt nie słyszał) ja generalnie lubię jak tak jest... nawet łapię się na tym, że sama sobie szukam okazji do działania... ale csiii... nie mówcie nikomu ;-)
Pasztety robiłam już różne - mniej lub bardziej smakujące domownikom - z różnych mięs i warzyw, ale ten który proponuję Wam dziś smakuje mi chyba najbardziej :-) no, może z wyjątkiem tego, który pamiętam z dzieciństwa, a który też robię na każde święta :-) Na temat podrobów są różne opinie: że zdrowe, że niezdrowe, że jeść, że nie jeść... ja jem i przyznam, że jak sobie je zrobię sama (ewentualnie zrobi je mój tata) to smakują rewelacyjnie :-) W pasztecie też są idealne - trochę długo się gotują, to prawda, ale warto... Poza tym ten pasztet ma tę wyższość nad klasycznym, że jest zrobiony niedużym kosztem finansowym :-) Możecie sobie też śmiało zmieniać "pochodzenie" podrobów: zrobić tylko z indyczych lub tylko z kurcząt - za każdym razem wyjdzie jak potrzeba :-) a podgardle musi być, żeby pasztet nie wyszedł za suchy...
Tak oto kolejny eksperyment zostaje opublikowany ;-)
SKŁADNIKI
300 g wątróbki kurcząt
300 g żołądków indyczych
300 g serc kurcząt
200 g podgardla wieprzowego
2 marchewki
1 pietruszka
kawałek selera
2 - 3 cebule
5 liści laurowych
5 - 6 ziaren ziela angielskiego
1 łyżeczka suszonego majeranku
łyżeczka pieprzu w ziarnach
2 bułki kajzerki
2 jajka
2/3 gałki muszkatołowej
świeżo mielony pieprz
sól
woda
dodatkowo:
5 łyżek suszonej żurawiny
5 łyżek cukru
1/2 szklanki wody
Serca, żołądki i podgardle płuczemy, wkładamy do garnka i zalewamy wodą - powinno jej być 2 - 3 cm nad powierzchnię mięsa. Gotujemy - gdy zacznie wrzeć zbieramy to wszystko co zebrało się na powierzchni wody, a następnie dodajemy obrane warzywa, listki, ziele, majeranek i ziarna pieprzu. Zmniejszamy płomień i gotujemy aż mięso wyraźnie zmięknie. Dodajemy wątróbkę i dalej gotujemy. Łącznie jakieś trzy godziny - w prawdzie wszystko będzie miękkie już wcześniej, ale chodzi o to żeby się praktycznie rozlatywało. Po tym czasie wkładamy do garnka kajzerki (wciskamy je tak by spokojnie nasiąkały wywarem; jeśli zostało go bardzo dużo możecie dołożyć jeszcze jedną bułkę). Zostawiamy aż całość wystygnie, następnie wyjmujemy listki, a resztę trzykrotnie mielimy. Dodajemy jajka, doprawiamy solą, pieprzem (świeżo mielonym) i startą gałką (raczej nie używajcie takiej, którą można kupić od razu mieloną - jest mniej aromatyczna). Wyrabiamy jednolitą masę, a następnie przekładamy ją do blaszki keksówki (28 - 30 cm) wyłożonej papierem do pieczenia lub folią aluminiową (folię musicie posmarować tłuszczem i posypać bułką tartą, papier tego nie wymaga) i wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 200 stopni. Pieczemy w tej temperaturze przez 30 minut, a następnie zmniejszamy temperaturę do 180 stopni i pieczemy przez kolejne 45 minut.
Żurawinę, cukier i wodę umieszczamy w rondelku i zagotowujemy, a następnie zestawiamy z palnika i odstawiamy na ok. 30 minut. W tym czasie żurawina powinna wchłonąć wodę. Następnie całość miksujemy (nie musicie tego robić bardzo dokładnie, mogą pozostać większe kawałki). Ponownie zagotowujemy, zmniejszamy płomień i gotujemy ok. 5 minut ciągle mieszając - masa zgęstnieje. Wykładamy owoce na lekko przestudzony pasztet i delikatnie przyciskamy. Zostawiamy aż całkowicie wystygnie.
Tak przygotowane żurawiny są słodkie, ale idealnie komponują się ze smakiem pasztetu.
P.S.
Zadzwoniła dziś panienka od internetu - przyznała, ze to jednak była ich wina... gdy jej powiedziałam co ja ustaliłam stwierdziła, że tego to ona nie wiedziała i faktycznie to mogło spowodować utrudnienia...
Uwielbiam i jeszcze ze śliwką, taki domowy najlepszy :)
OdpowiedzUsuńWygląda bardzo smakowicie!
OdpowiedzUsuń