A więc znów mam inernet... i to wcale nie dzięki pomocy działu technicznego - nie wiem czy ten dział kiedykolwiek to rozwiąże, bo póki co moje kontakty z infolinią kończyły się na tym, że to moja wina, że nie mam sygnału, bo u nich wszystko jest w porządku i modernizację już zakończyli. Dzwoniłam tam cztery razy, cztery razy konsultanci mówili mi coś innego zwodząc mnie, żebym tylko dała już spokój. Dziś jakiś młody człowiek po drugiej stronie słuchawki oznajmił mi, że takich spraw nie załatwia się od ręki, bo oni muszą osobiści sprawdzić wszystkie nadajniki... Wić tak się zastanawiam: czy ja sprawiam wrażenie jakiejś nienormalnej? Koniec końców brakło mu argumentów... a najlepsze jest to, że ja posiadam dwa modemy, oba z tej samej sieci i oba przestały działać w tym samym czasie, który zbiegł się z robotami technicznymi w naszej okolicy. Aaaa, najlepsze jest to, że zgłoszenie o jakiejkolwiek awarii przyjęła dopiero trzecia osoba, z którą rozmawiałam i ta sama osoba poleciła mi zalogować się na stronę sieci, to podam jej jakieś tam numery... Sprawę rozwiązała pani w salonie - okazało się, że posiadane przeze mnie modemy nie sprawdzają się w nowych technologiach... tylko skąd ja mam o tym wiedzieć? A gdyby tak ktoś z tej całej infolinii zapytał o model mojego modemu? Ale po co... pan, z którym dziś rozmawiałam obruszył się gdy wytknęłam mu brak kompetencji... Ale miałam rację!!! Więc niech szukają odpowiedzi dlaczego jest źle... ja mam już nowy modem...
No to wylałam swoje żale, a teraz o rzeczach przyjemniejszych :-) Macie jakieś słabości? A ulegacie im czy potraficie pokonać? Ja mam - zdecydowanie :-) i nie do wszystkich zachowuję dystans... ale czy to ważne? Grunt żeby w tym wszystkim nie stracić siebie, znać siebie... Poza tym okazuje się, że niektóre słabości dają niesamowitą siłę - przywracają wiarę, budują nadzieję... nie zamierzam ich pokonywać!!! I mam nadzieję, ze one nie pokonają mnie...
A czemu dzisiejsze ciasto? Bo też jest efektem słabości... Przepis mam od Uli - mojej koleżanki - tej od rolady z jabłkami. I jest to nic innego jak przepis na karpatkę, ale ja dodałam sobie kawę do kremu, a usunęłam cukier waniliowy (w zwykłej karpatce jest). Uli rosną na cieście góry pod samo niebo, mnie aż takie nie :-( ale i tak ciasto rośnie pięknie, a do nieba czasem sama się unoszę... ;-)
SKŁADNIKI
Ciasto:
1 szklanka wody
1/2 kostki margaryny
1 szklanka mąki
4 jajka
1 łyżeczka proszku do pieczenia
Krem:
4 szklanki mleka
1,5 szklanki cukru
4 łyżki mąki ziemniaczanej
4 łyżki mąki pszennej
500 g masła roślinnego
2 żółtka
5 łyżek kawy (świeżo zmielonej)
Polewa:
150 ml śmietany 30 %
100 g gorzkiej czekolady
1 czubata łyżka kawy
dodatkowo: 3 łyżki konfitury wiśniowej (a jeszcze lepiej wiśni z nalewki)
Wodę i margarynę zagotowujemy razem, a następnie wsypujemy mąkę i energicznie bardzo dokładnie mieszamy (aż powstanie bardzo gęsta masa). Studzimy a następnie dodajemy po jednym jajku i mieszamy do uzyskania jednolitej masy. Na początku idzie to trochę trudniej, bo masa się dzieli, ale im bliżej końca, tym łączy się za jajkami łatwiej. Na koniec dodajemy proszek do pieczenia. Gotową masę dzielimy na dwie części. Na dużej blasze (tej kwadratowej, która jest w większości piekarników) kładziemy papier do pieczenia i rysujemy na nim dwa kółka (np. odrysowane od talerzyka deserowego) i wypełniamy ciastem. Zostawcie ok. 1 - 1,5 cm między krawędzią ciasta a brzegiem narysowanego kółka - ciasto rośnie w czasie pieczenia i ostatecznie i tak upieczony krążek będzie większy niż narysowane koło. Pieczemy 25 minut w piekarniku nagrzanym do 200 stopni.
Obie mąki bardzo dokładnie mieszamy z dwoma szklankami mleka - nie mogą pozostać żadne grudki. Pozostałe mleko zagotowujemy z cukrem i do wrzącego dolewamy rozrobioną mąkę - dokładnie mieszamy aż powstanie budyń. Studzimy. Masło roślinne miksujemy z żółtkami, a następnie stopniowo dodajemy wystudzony budyń (wciąż miksując). Na koniec stopniowo dosypujemy kawę - teraz mieszamy już powoli, najlepiej łyżką nie mikserem.
Śmietanę doprowadzamy do wrzenia, dodajemy do niej czekoladę połamaną w mniejsze kawałki i gotujemy na małym płomieniu aż zgęstnieje. Następnie zestawiamy z palnika, dodajemy kawę i mieszamy. Polewa nie jest idealnie gładka, jej faktura zależy od grubości kawy po zmieleniu.
Na jeden z krążków wykładamy masę, na nią wiśnie i przykładamy drugim krążkiem. Polewamy polewą. Ciasto najlepiej smakuje schłodzone.
P.S.
A ciasto parzone to takie, przy przygotowaniu którego mąkę zaparzamy wrzącą wodą z tłuszczem :-)
Super tort, kawowy :)
OdpowiedzUsuńto ja jak do tej pory nie miałam problemów z działem technicznym a też ostatnio mieli pracę.
OdpowiedzUsuńa ciacho - boskie!:)
Pyszny torcik wymyśliłaś :)
OdpowiedzUsuń