Dziś sięgam po klasykę - kotlety :-) Proponuję Wam takie z mięsa mieszanego, takiego trochę z dwóch światów, bo z jednej strony delikatny i dietetyczny indyk, a z drugiej tłustawa i kaloryczna karkówka... ale prawdę mówiąc połączenie jest niesamowite - kotlety są delikatne, ale z charakterem ;-) Mój mąż, który twierdzi, że nie lubi mielonych te mógłby jeść bez końca :-) Dlatego nie będę się rozgadywać dłużej, sami spróbujcie...
SKŁADNIKI
ok. 400 g mięsa z udźca indyczego
ok. 400 g karkówki
1 duża cebula
1 jajko
1 bułka kajzerka (może być lekko czerstwa)
trochę wody
1 łyżka smalcu
sól, pieprz
bułka tarta
tłuszcz do smażenia
Mięso myjemy, osuszamy i dzielimy na mniejsze kawałki (żeby łatwo było je wkładać do maszynki). Raczej nie polecam, a wręcz odradzam Wam kupowanie gotowego mięsa mielonego - mam wrażenie, że nigdy nie wiadomo co w nim tak naprawdę jest, a poza tym nie jest ono tak soczyste i smaczne jak to, które kupicie w kawałku i sami zmielicie :-). Cebulę kroimy w dowolne kawałki; na patelni rozgrzewamy smalec i na gorącym podsmażamy cebulę. Bułkę zalewamy wodą (2 łyżki odlewamy do innego naczynia i odstawiamy na potem) i czekamy chwilę żeby namokła, a następnie dokładnie odciskamy. Wszystkie składniki mielimy w maszynce, a następnie dodajemy jajko, wspomniane już 2 łyżki wody (to sposób podpatrzony w "Kuchennych rewolucjach", proponowany przez Magdę Gessler - kotlety są bardziej soczyste i "puszyste"), sól, pieprz i wyrabiamy do chwili aż mięsna masa swobodnie odchodzi od ścianek naczynia i od ręki - to stara wskazówka mojej babci, ale i w kilku programach kulinarnych ją słyszałam - mięso mielone wyrabia się dłonią, nie łyżką.
Teraz formujemy kotlety (mnie z tej ilości wychodzi 8 sztuk), obtaczamy je w bułce, a następnie smażymy na silnie rozgrzanym tłuszczu: najpierw 2 minuty na bardzo silnym ogniu, potem zmniejszamy i smażymy kolejne 4 minuty; przekręcamy kotlety na drugą stronę i znów: 2 minuty na mocnym ogniu i 4 na zmniejszonym. Ponownie przekręcamy kotlety. Teraz już do końca smażymy na przykręconym płomieniu palnika - 5 minut, obrót, 5 minut i jeszcze raz: 5 minut, obrót, 5 minut. A więc w sumie po 16 minut z każdej strony, ale muszą być obracane z boku na bok ;-) Długo... To prawda, ale dzięki temu kotlety są soczyste, dokładnie usmażone i mają piękny złoty kolor i nie są spieczone. A przy tym są niesamowicie aromatyczne...
P.S.
Ja smażę je na ogniu przykręconym naprawdę do minimum ;-)
kotleciki wygląda pysznie:) nie łączyłam tak jeszcze mięs zazwyczaj robię albo drobiowe albo wieprzowe.
OdpowiedzUsuńZachęćam Cię więć do spróbowania - efekt jest przepyszny ;-)
UsuńSmacznie wyglądają, ja przeważnie robię z samego karczku.
OdpowiedzUsuńa takie też robię :-)
Usuńpyszne kotleciki :) uwielbiamy!
OdpowiedzUsuńRobiłam wczoraj - wyszły przepyszne! Nie mogę przestać zachwalać:) Jakiego mięsa Pani używa? Czy zwraca Pani uwagę na to jakie pochodzenie ma mięso? Chyba się za dużo na ten temat naczytałam, nawet na stronie http://www.sprawdzonydrob.pl/ jest dużo informacji. Zastanawiam się czy warto przerzucić się na tą lepszą jakość, czy to nie ma znaczenia
OdpowiedzUsuńzdecydowanie jakość mięsa przekłada się na jakość przygotowywanych z niego dań; ja od lat kupuję mięso w sklepie firmowym lokalnej firmy - jest zawsze świeże (dostawy są dwa razy dziennie) i jeszcze nigdy się na nich nie zawiodłam :-) ciesze się, że kotlety Pani smakowały.
Usuńhttp://www.publima.pl/o_firmie.htm
A ja robię kotlety mielone z 4 rodzajów mięsa- karczkuwieprzowego, cielęciny, pręgi wołowej i piersi indyka. Są pyszne.
Usuń